Cudowny przełom w walce z otyłością...



... czyli, co hamuje apetyt na skutek oszukania mózgu na równi z rozumem?






Wiele się ostatnio mówi o nowym środku, kolejnym na liście cudownych preparatów w kategorii odchudzania. Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, o który środek chodzi (na rynku co chwila pojawia się przecież jakaś cudotwórcza nowość), to z pewnością prędzej czy później, ta informacja do niego dotrze. Z racji chociażby tego, iż ten środek to ponoć istny przełom w walce z otyłością.








Chodzi o Hoodia Gordonii, według mnie, bardzo zgrabnie kojarzący się z „hoodnięciem”, co bezpośrednio związane jest z wymuszanym stłumianiem apetytu (ponoć oszukuje mózg, powodując uczucie sytości, wzmaga przy tym procesy intelektualne oraz podnosi fizyczną sprawność i wydolność organizmu), nie powodując przy tym żadnych skutków ubocznych (czy to aluzja do innych przereklamowanych już specyfików?)




Niemal na każdym portalu (linki poniżej) opisującym produkt, w którego składzie „dominuje” Hoodia Gordonii, czytam, iż jest to:






(...) gatunek rośliny, który jest zagrożony wyginięciem. Jej autentyczny owoc jest bardzo drogi i trudnodostępny”, bowiem rośnie tylko i wyłącznie na terenie Południowej Afryki i służy polepszeniu komfortu życia plemionom głodującym. Kupując preparat zawierający tę roślinę, należy zatem zwrócić uwagę na kraj jej pochodzenia. Jeżeli będzie to Meksyk, Chiny albo Stany Zjednoczone (będące przecież krajem mistrzowskim w dziedzinie metod walki z otyłością), to powinnam rozważyć zakup biletu do krajów trzeciego świata. Ponieważ „Rząd RPA nie pozwala na eksport rośliny bez stosownych zezwoleń (...)”.




Z opisem tej cudownej roślinki spotkałam się już w niejednym miejscu w sieci, dlatego też pisząc ten artykuł, grzechem by było go nie zacytować:


(...) Hoodia Gordonii to mała, soczysta roślina, która rośnie na terenie południowo - afrykańskiej pustyni Kalahari. Jej cudowne właściwości były znane od wieków lokalnym plemionom afrykańskim, które stosowały roślinę, aby eliminować uczucie głodu i pragnienia. Roślina Hoodia Gordonii potrzebuje ok. 5 lat, aby w pełni dojrzeć. Z powodu ogromnego zapotrzebowania stała się ona zagrożonym gatunkiem. Jej eksport nie może odbywać się bez zgody rządu RPA, który pilnuje, aby gatunek nie wyginął. Pomimo tego, że znanych jest 40 odmian rośliny Hoodia, tylko Hoodia Gordonii posiada właściwości eliminujące uczucie głodu”. Aktywny składnik tej rośliny odkryto i opatentowano w 1995 roku. W tym samym roku, rząd RPA udzielił licencji na ten patent brytyjskiej firmie Phytopharm (biznes to biznes, nie?). Następnie, firma użyczyła go gigantowi farmaceutycznemu – firmie Pfizer, aby ta, mając tak potężne narzędzie do walki z otyłością, rozpoczęła prace nad stworzeniem takiego leku, który byłby równie skuteczny, co łatwo dostępny. Ostatecznie, po trzech latach badań, firma wycofała się z tego projektu, ponieważ opłacalność tych działań okazała się znikoma. Produkt, nawet po wprowadzeniu na rynek byłby za drogi.(...)


W dobie dzisiejszych kanonów „akceptowalności” w społeczeństwie, człowiek jest zdeterminowany zapłacić każdą cenę za nienaganny wygląd i szczupłą sylwetkę, dlatego też, spokojnie!





Cudowna Hoddia Gordoni, o niepotwierdzonej jak dotąd skuteczności, jest dostępna już dziś! Nie muszę lecieć ani do RPA, ani posiadać złotej karty wstępu do laboratoriów koncernów farmaceutycznych, będących w posiadaniu „unikalnych okazów” tej roślinki. Wystarczy mieć drobne w portfelu i dobry zasięg w sieci. I to wszystko nie ruszając się z miejsca! Myśleliście, że „takie rzeczy tylko w Erze”? Ja do tej pory też.
Tylko zadaję sobie pytanie, czy to przypadkiem nie era naciągania właśnie sięgnęła szczytu...?





Do dyspozycji może nie mam czystej Hoodii Gordonii, bo jak już wcześniej wyczytałam, to gatunek ściśle objęty ochroną i nie można pozwolić na to, aby w jakikolwiek sposób się zmarnował (ciekawe, jak sobie radzą z jej niedostatkiem badacze w laboratoriach?). Ale od czego mamy koncerny farmaceutyczne i ich konsekwentną politykę pomocnej dłoni? I tutaj pojawia się Hoodia Gordoni Plus.




Zwróćcie uwagę,- dodanie jednego Plus, zmienia wszystko (plus cenę na minus!
Tylko troszeczkę pachnie mi to już oszustwem, bynajmniej nie związanym bezpośrednio z apetytem. No cóż,  coś za coś...

Czy Hoodia Gordoni Plus też gdzieś rośnie? Czy może mam na początek rozwiązać typową zagadkę „ile jest cukru w cukrze?”. Prawda, że rodzi się dylemat?

Ale nie bądźmy pesymistami, wszak odchudzanie jest naszym priorytetem, a dieta MŻ nie jest atrakcyjna... Przyjrzyjmy się tej Hoodii Gordonii z Plusem.

Na pierwszy rzut oka, wszystko jest w porządku.

Tak uspokojeni, możemy bez obawy zerknąć głębiej i poznać cudowny skład preparatu 
Hoodia Gordonii Plus:

  • Ekstrakt z zielonej herbaty – skuteczny środek antyoksydacyjny, pomagający oczyścić organizm z toksyn. W porządku. Moim zdaniem, zapomniano dodać, że to właśnie zielona herbata ma wpływ na obniżenie łaknienia, co akurat jest udowodnione naukowo. Dlaczego nie ma ani słowa o tym, że zielona herbata ma wpływ na termo genezę w organizmie, co w jakimś stopniu może przyczynić się do aktywowania procesów lipolitycznych? A może dawka jest zbyt mała, żeby wspominać o takich właściwościach? Inaczej, należało by wspomnieć o skutkach ubocznych ewentualnego przedawkowania , takich jak nudności, wymioty, biegunki, kołatania serca czy zawroty głowy. A tak, 50 miligramowe (w jednej dawce) spożycie ekstraktu z zielonej herbaty ma rzeczywiście działanie głównie antyoksydacyjne i być może ma za zadanie jedynie zniwelować nieznane skutki uboczne zażycia Hoodii Gordonii oraz Garcinii Cambogii? Z oczywistych powodów nie znam odpowiedzi na to pytanie. Ale wiem jedno. Z marketingowego punktu widzenia, o wiele bardziej atrakcyjnie brzmi Hoodia Gordoni Plus i Garcinia Cambiogia, niż jakiś tam magnez czy zielona herbata.

Składniki Hoodia Gordonii Plus, jak zachwala producent (linki powyżej i poniżej), zostały dobrane tak, aby się wzajemnie wspomagać i potęgować swoje działanie. Wszystkie one są w pełni naturalne i bezpieczne dla organizmu. Na zdrowy rozum, producent ma tutaj na myśli prawdopodobnie wymieniony Mg oraz ekstrakt z zielonej herbaty, bo nie jest tajemnicą, że wciąż trwają badania nad samą Hoodią Gordonii. Ale nie czepiam się, w końcu roślina to roślina, zatem jest to produkt naturalny. Ponadto, w ulotce jest jeszcze jeden drobny szczegół. Podstawowe składniki preparatu występują w określonych dawkach, a procent dziennego zapotrzebowania ustalony został tylko dla Mg.


Przyjrzyjmy się tabeli: 

  • Magnez / 250 mg / 62% 
  • Hoodia – Koncentrat  10:1 / 400 mg / * 
  • Ekstrakt z owocu Garcina / 50 mg / * 
  • Ekstrakt z Zielonej Herbaty / 50 mg / * 

Ta magiczna gwiazdka * przy pozostałych, podpowiada mi, że dzienne zapotrzebowanie na Hoodię, Garcinię i zieloną herbatę - nie jest dla mnie znane. Czy to ma mnie powstrzymać od zareklamowania produktu w przypadku braku jego skuteczności? Nie. To ma mnie uspokoić, że nic mi nie grozi po przyjęciu wskazanej dawki. A poza tym, dlaczego od razu mówić, że produkt (z uwagi na indywidualne uwarunkowania organizmu) może okazać się nieskuteczny? Przecież oprócz kluczowych „ekstraktów” w Hoodii Gordoni Plus mam dodatkowo:


Unikalny zestaw enzymów przyśpieszający trawienie: Protease, Amylase, Cellulase, Lipase, Invertase, Lactase, Maltase, Papin, Bromelain


Zanim przejdę do opisania zestawu powyższych enzymów, mała uwaga: o ile mi wiadomo, potrawy, które spożywamy zawsze zawierają określoną ilość białek, węglowodanów i tłuszczy, w zależności od rodzaju pokarmu. Nie zawsze możliwe jest w sposób perfekcyjny tak połączyć dane pokarmy, aby proces trawienia nie został zakłócony. Zresztą, komu chciałoby się nad tym zastanawiać, jedzenie jest dla ludzi. Ewentualne kłopoty żołądkowe z reguły szybko ustępują, jeżeli nie wynikają z określonych dysfunkcji ze strony narządów. Za trawienie pokarmów odpowiedzialne są enzymy. Dzięki nim, zachodzi wiele innych procesów w organizmie, m.in. proces wchłaniania witamin i minerałów (np. takich jak Mg) lub też zachowanie równowagi hormonalnej.


To teraz przyjrzyjmy się, jakie to „unikalne” enzymy proponuje mi producent preparatu, w celu podwyższenia jego jakości:

  • Protease - czyli proteaza - enzym niezbędny dla procesów rozkładania białek do postaci wchłanianych aminokwasów
  • Amylase - czyli amylaza - enzym niezbędny dla procesów rozkładania węglowodanów do najprostszej wchłanianej postaci - glukozy
  • Cellulase – czyli celulaza - kompleks enzymów rozkładających celulozę (niestawialne włókno roślinne) do wchłanianej glukozy
  • Lipase – czyli lipaza - enzym niezbędny dla procesów emulgowania tłuszczy
  • Invertase – czyli inwertaza – enzym rozkładający sukrozę (sacharozę), katalizujący nadmierną hydrolizę do glukozy i fruktozy, zapobiegający m.in. powstawaniu alergii pokarmowych (na skutek przyjmowania zbyt dużych ilości produktów wysoce przetworzonych, w których jednym z głównych nośników smaku jest sukroza)
  • Lactase – czyli laktaza - enzym hydrolizujący laktozę (cukier mleczny) do postaci wchłanianej glukozy i galaktozy. Większość dorosłych ludzi cierpi na nietolerancję laktozy, ponieważ funkcje wydzielnicze tego enzymu znajdują największe zastosowanie w okresie wzrostu i rozwoju organizmu
  • Maltase – czyli maltaza – enzym rozkładający maltozę (dwucukier powstały z rozpadu skrobii i glikogenu*) do postaci wchłanianej glukozy
*glikogen- materiał zapasowy utrzymywany w mięśniach i w wątrobie na wypadek niedoboru cukrowego (hipoglikemii)






Co do Papain i Bromelain – czyli papainy i bromelainy – są to enzymy wstępnie rozkładające białka, swoim działaniem zbliżone do enzymu wydzielanej fizjologicznie pepsyny (rozkładającej białka). Papaina pozyskiwana jest z owocu Papai, natomiast Bromelaina pochodzi od ananasa. Z pewnością, spotkaliście się już z nazwami tych cudownych enzymów wspomagających trawienie, przy okazji czytania ulotek pochodzących od innych preparatów odchudzających. Do świętej trójcy należało by jeszcze dodać wyciąg z grejpfruta, koniecznie czerwonego. Oczywiście, o skuteczności, a raczej o nieskuteczności tych enzymów nie śmiałabym powiedzieć złego słowa. Pod warunkiem, że papaja będzie świeża, ananas też nie z puszki, a grejpfrut zjedzony razem z białą skórką.




    To by było na tyle, jeśli chodzi o unikalność ciężko pozyskiwanych enzymów. W związku z powyższym, zastanawiam się, czy nie łatwiej by było nabyć w aptece np. Kreon, lub Digestive Enzymes, a dodatkowo Essentiale Forte jako wspomagacz. Bo na enzymy w Hoodii Gordonii mnie nie stać, natomiast jeżeli zdecyduję się zostać królikiem doświadczalnym do badań nad pozostałymi składnikami tego preparatu (czyli działaniem samej Hoodii Gordonii, czy Garcinii Cambogii), to najpierw napiszę swoją biografię, z korzyścią dla przyszłych cudotwórców.

    Hmmm… może się mylę? Może to wszystko co napisałam powyżej świadczy o nadmiernej ostrożności? Ale tak już mam. W końcu zdrowie i życie ma się jedno. Poniżej podaję przykładowe linki, w kwestii których, chętnie poznałabym opinie innych, zanim zdecyduję się na porzucenie obrzydliwie sceptycznych refleksji:




    Brak komentarzy: