Od polipa do nowotworu cz.1
W poprzednim swoim wpisie wspomniałem o typie nowotworu, który spowodował u mnie nocne zmory, czyli rak jelita grubego lub z angielska "colon cancer". Zanim opiszę dalsze osobiste perypetie, chciałbym przybliżyć trochę problemy związane z fazami tworzenia tego “złośliwego pajaca”, kto spośród nas jest najbardziej narażony na jego agresję, oraz jakie mamy szanse po ewentualnym wykryciu.
Przede wszystkim, dlaczego zachorowalność na ten typ nowotworu jest tak duża? To pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Patrząc na statystykę jest to drugi pod względem umieralności morderca w wysoko uprzemysłowionych krajach, chociaż z wyjątkami. Pierwszy jest rak płuc. Każdego roku ponad 1 milion nowych przypadków jest diagnozowanych na świecie, z czego ok. 150 tyś. w USA i ok 200 tyś. w Europie. Co roku umiera na niego ok. 700 tyś. ludzi na naszym globie. Co wpływa na “popularność” tego “bandyty”?
Wydaje mi się, że zwykła fizjologia. Jelito grube to jest śmietnik naszego organizmu. Tam zbierają się resztki zanim zostaną wydalone i zalegają najdłużej. A w śmietniku jest wszystko, włączając różne substancje rakotwórcze, które nie przedostają sie do krwi podczas procesu trawienia. Mimo tego bezpośredniego narażenia, ściana jelita jest odporna i zanim wytworzy się pełna forma raka, najpierw w ponad 90% przypadków tworzy sie niezłośliwy polip. I to daje nam szansę o czym później. Patrząc na fizjologię można powiedzieć, że styl życia oraz rodzaj jedzenia są głównymi czynnikami determinującymi rozwój tego nowotworu. Unikanie substancji rakotwórczych w posiłkach powinno załatwić sprawę. Takie substancje to oczywiście używki oraz pieczone lub wędzone mięso przyprawiane różnymi "utrwalaczami smaku", jak również to szybkie jedzenie czyli „fast food”, gdzie chemia dominuje.
Statystyki są nieubłagalne w tym przypadku. Wegetarianie zapadają na tę chorobę w tym samym stopniu co ci co jedzą mięso codziennie. Z drugiej strony, w USA największy odsetek chorych jest wśród Murzynów, którzy odżywiają się w tanich jatkach (Mcdonald i okolice) a jakość podawanych tam potraw jest delikatnie mówiąc kontrowersyjna, typowy „fast food” a niektórzy nawet nazywają to „junk food” co w wolnym przekładzie można przetłumaczyć jako jedzenie ochłapów. Charakterystyczne, że zachorowalność na ten typ raka w Azji jest minimalna. Szczególnie rasa żółta praktycznie nie cierpi z tego powodu. W dobie dzisiejszej migracji ludności, wielu azjatów przyjeżdża do USA i o dziwo zaczynają szybko dobijać do średniej krajowej. To by sugerowało, że jednak styl życia i odżywianie się ma sporo do powiedzenia w tym temacie.
Następny czynnik, który determinuje rozwój choroby to skłonności genetyczne, czyli dziedziczenie tego po przodkach. Jednak i w tym przypadku sprawa nie jest taka prosta. Z przeprowadzonych badań statystycznych wynika, że tylko 20% chorych miało w swojej najbliższej rodzinie dwa lub więcej zdiagnozowane przypadki. Nie jest to powalająca liczba, zważywszy na zasięg tej choroby. Jednak te 20% powinno dać do myślenia wszystkim, którzy mieli w rodzinie coś takiego.
Podsumowując wydaje się, że determinantami raka jelita grubego są zarówno styl życia, dieta jak również skłonności genetyczne. Co wiemy na pewno? Głównym czynnikiem rozwoju nowotworu jest wiek. Ponad 90% przypadków jest diagnozowanych po 50-tym roku życia. Biorąc to pod uwagę ACS zaleca poddanie się diagnozowaniu wszystkim, którzy przekroczyli ten wiek, o czym już wspominałem wcześniej. Ja byłem niestety w tym marginesie 10% przypadków. Jak rozkłada się to pod względem płci? Tutaj zdecydowanie „wygrywają“ mężczyźni. Generalnie przewaga płci brzydkiej w USA jest w stosunku 60% do 40%. Jeszcze gorzej jest w Polsce, bo jak gdzieś wyczytałem w necie, że jest to 70% do 30%. Dlatego panowie rodacy badajcie się, szczególnie gdy osiągniecie pięćdziesiątkę. Jak ktoś miał historię rodzinną powinien zrobić pierwsze badanie na dziesięć lat przed wiekiem, który miał członek rodziny w momencie wykrycia nowotworu. To są standardy, które obowiązują w USA. Niestety nie wiem jak jest w Polsce. Tam może być kłopot z płatnością za taki zabieg. Kłopot miał już mój brat w Kanadzie, gdzie zamiast kolonoskopii robiono mu mniej dokładne i o wiele bardziej uciążliwe (lewatywa z kontrastem) badanie rentgenowskie. Oczywiście jest to związane z niższymi kosztami. Badaniem rentgenowskim trudno jest wykryć polipa nie mówiąc o jego usunięciu, dlatego kolonoskopia jako badanie bezpośrednie daje 100% pewności tego co dzieje się w naszym jelicie. Aby nie zanudzać potencjalnego czytelnika długością tekstu, o polipach i fazach nowotworu napiszę już następnym razem.
Autor: Białkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz