Oczywiście, najlepiej kupić całe opakowanie ciastek;)
Ale ciastko ciastku nierówne, nawet jeśli wychodzi spod masowej produkcji. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że z każdym takim „masowo” wyprodukowanym ciasteczkiem, nasze ciało również zabiera się za produkcję masową. Niestety, to już nie jest takie przyjemne. A już na pewno nie sprawiedliwe. Przecież coś się nam od życia należy.
Więc, jak zjeść to ciastko i to samo ciastko ciągle mieć? Włożyć do buzi i wypluć? Włożyć do buzi, połknąć, a potem wyłożyć na talerz następne i nucić pod nosem „nic nie widziałam, nic nie słyszałam?” Można i tak. Ale za chwilę nasze lustereczko kochane zawtóruje nam w dwugłosie "wszystko widzę, podejdź tylko do mnie to ci pokażę". Oj, nie ma sprawiedliwości na tym ziemskim padole. Nie pozostaje nic innego jak wziąć sprawy w swoje ręce. I tym samym wziąć jedno ciastko. Jedno!
WILK SYTY I OWCA CAŁA!
Nie, dziękuję. Ależ skąd, ja się nie głodzę! Po prostu, jestem na diecie. A nawet na dwóch dietach! Bo na jednej to bym przecież nie wytrzymała, a poza tym, to już nawet modne nie jest. Pierwsza dieta skupia się na założeniach „Wilk Syty”, natomiast druga dieta nosi oryginalną nazwę „Owca Cała”. Zarówno jedna, jak i druga dieta nie mają nic wspólnego ani z wilkiem (który wyjada mi wszystko z talerza, dzięki czemu ciągle się jeszcze się mieszczę w karnawałowy kostium Czerwonego Kapturka), ani z owcą (której to mięsa baraniego należy się podobno wystrzegać jak smoczego ognia).
Reasumując, „Wilk Syty” i „Owca Cała”, to bardzo nowatorskie podejście w kwestii dietetycznych zahamowań, wiecznych zakazów i frustrujących dylematów. A mówiąc po „polskiemu”- cudownie jest mieć ciastko-zjeść ciastko- i dalej je mieć!
Na początek, warto zapoznać się ze swoimi ukochanymi preferencjami, poznać swoje nawyki i przede wszystkim zastanowić się, co tak naprawdę chcielibyśmy zmienić. Może się okazać, że wcale nie musimy nic zmieniać. Nie ma nic piękniejszego jak udoskonalanie swoich własnych wypracowywanych przez lata sposobów na - powiedzmy sobie szczerze- trwanie w szczęśliwości, a nie w diecie.
WIEM JAK ZJEŚĆ CIASTKO I DALEJ JE MIEĆ
„Po prostu. Ugryzę kawałek. Ja będę syta, a ono będzie całe”. Oczywiście, teoretyzowanie nie jest karalne. Wiadomo, że kawałek ciastka jedynie rozbudzi apetyt. A ciastko nie będzie całe, tylko nadgryzione. Wbrew pozorom jednak, jest to metoda skuteczna i z powodzeniem znajduje zastosowanie absolutnie praktyczne. Nie odnosi się bowiem do samego głupiego ciastka, a do całokształtu modelu naszego odżywiania.
Każdy zna zasadę MŻ - czyli mniej żreć. Wielu z nas, nie chce nawet słyszeć o takim sposobie odchudzania, ponieważ zwyczajnie kojarzy nam się on z głodem. Tymczasem MŻ to nie żadne odchudzanie. To po prostu elegancja. Czysta, estetyczna i skuteczna.
Nie trzeba jechać do Francji, aby podpatrzeć jak to robią Francuzki. Tak, to te „lasencje”, o których mówi się, że nie tyją, mimo, że lubią dobrze zjeść. Ano lubią. I wcale nie mają wyrzutów sumienia. Dlaczego? Bo prędzej to sumienie by je zabiło, aniżeli nadmiar tuszy.
Skupmy się jednak, na naszych rodzimych uwarunkowaniach. Nam także niczego nie brakuje. Ani elegancji, ani klasy. Jedzenia też nie. Bywa, że wystarczy jedynie zmodyfikować jadłospis. Innym razem, trzeba tylko pochować zegary w domu, aby nadmiernie nie rządziły naszym uciekającym czasem, absolutnie wykluczającym poddawanie się rozkoszom podniebienia, nakazującym jeść szybko, dużo i byle jak. Czasem też warto poprzeciągać się rano w łóżku do późnego popołudnia i nie myśleć na okrągło o naukowcach, grzmiących:
Spożywaj wczesne śniadanie! Od niego zależy całe Twoje życie!
Nieprawda. To, czy się gdzieś śpieszymy, czy się wysypiamy, jak się odżywiamy, a nawet to, jak radzimy sobie ze stresem, zależy od nas samych. Nie inaczej ma się sprawa z tzw. dietą, która nie jest niczym innym jak sposobem na nasze prywatne życie.
ELEGANCKIE MŻ
To nic innego, jak "elegancka" definicja dietetyków, zakładająca 5-7 posiłków dziennie, mniej więcej w odstępie 3-4 godzin. Brzmi strasznie. Nie dość, że trzeba to liczyć, to jeszcze nigdy tak naprawdę nie wiadomo, co możemy uznać za posiłek. Na dodatek, ciągle chodzić z uczuciem niedosytu i czekać kolejne 3 godziny do następnej przekąski ? Paranoja. A jednak nie. Tu naukowcy się nie pomylili. Udowodniono, ponad wszelką wątpliwość, że spożywanie małych posiłków, w zbliżonych odstępach czasu, powoduje szybką utratę wagi, a przy tym, daje gwarancję zdrowia i dobrego samopoczucia. I wcale nie chodzi o liczenie posiłków ani o gorączkowe pilnowanie czasu!
Fifty+Fifty = kompromis
1. Nie zapominaj choćby o niewielkim śniadaniu. Dostarczając sobie kalorii w pierwszej połowie dnia, unikasz ich niebezpiecznej kumulacji wieczorem i tym samym zapobiegasz odkładaniu się tłuszczu w strategicznych partiach sylwetki. Nie oznacza to, że trzeba codziennie rano wstawać z zegarkiem w ręku - „punkt: 7 00 śniadanie”. Ten pierwszy posiłek możesz spożyć w dowolnym momencie po przebudzeniu, mając na uwadze satysfakcję z dobrze przespanej nocy. Wyspana kobieta, to szczęśliwa kobieta. A szczęśliwa kobieta to kobieta elegancka i zadbana.
2. Wypijanie wody, zwłaszcza przed posiłkiem - zmniejsza apetyt. Dzięki temu, łatwiej jest się oprzeć rozterkom typu „zjeść, czy nie zjeść”. Ponadto, woda umożliwia prawidłowe trawienie, sprzyja usuwaniu toksyn z organizmu, zapewniając zdrowy i ładny wygląd skóry.
3. Najważniejszy i kluczowy jest codzienny bilans kalorii. Jeżeli jednego dnia jemy więcej, to następnego jemy mniej.
4. Regularność to podstawa, ale nie żaden reżim. Chodzi o to, aby nie dopuścić do sytuacji, w których desperacko sięga się po cokolwiek, bowiem tym sposobem, gubi się po drodze cały szacunek względem rytuału, jakim jest spożywanie posiłku.
5. Owoc, kilka migdałów albo jogurt - to cudowne przekąski. Zdrowe i sycące. I jakie eleganckie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz