Z jedzeniem jak z powietrzem. Światem rządzi uzależnienie.

 


Każdy nowo narodzony człowiek, który już raz zachłyśnie się pierwszym powietrzem, staje się uzależniony. Stąd pierwszy krzyk. Krzyk bezsilności.




I nie ostatni.


Nałogowi palacze nie wstydzą się swojego uzależnienia. Papieros towarzyszy im w codziennym życiu, bez względu na to, czy jest on towarzyszem pożądanym, czy też palacz nieudolnie uprasza swojego papierosa o „chwilę prywatności”. Mimo wszystko, zawsze się z nim chętnie wszędzie pokazuje, ponieważ o tym stanowi etykieta całej rzeszy bezwstydnych nałogowców. 

Inaczej jest z osobami uzależnionymi od alkoholu. Ci „zbijają się” w bardziej zwarte grupy, a o chwilę wytchnienia upraszają się w formacjach zamkniętych, typu AA. Uzależnieni od seksu zwykle nie mają problemu z upraszaniem się o prywatność. Z nałogiem rozprawiają się w domowym zaciszu, a ci, którzy sobie z nałogiem nie radzą, dostają zacisze służbowe z racji zagrożenia dla otoczenia.


Najgorzej ma się sprawa z uzależnieniem od jedzenia.

Taki nałogowiec to „chodzące widmo”. Nie szuka sprzymierzeńców, z uzależnieniem walczy sam, niejednokrotnie uciekając się do takich metod zwalczania nałogu, którym nie służy społeczne poparcie. Często też uzależniony, nie dopuszcza do siebie myśli o tym, że ma problem. Nałóg obżarstwa jest niestety chorobą duszy.

W terminologii medycznej, wszelkie formy uzależnień noszą miano tzw. chorób psychosomatycznych* 
(* czyli takich, w których występuje ścisła korelacja pomiędzy stanem organizmu a psychiką człowieka. Do takich właśnie, zalicza się m.in. nikotynizm, alkoholizm, seksoholizm, anoreksję, bulimię, kompulsywne objadanie się). Żadne uzależnienie nie stanowi tematu do żartów, ale już przypadek nałogowego sięgania po jedzenie potwierdza jedynie, jak człowiek może się zaplątać we własne sidła.

  
KRZYK CHODZĄCEGO WIDMA



„Nienawidzę czuć się przejedzona. Oczywiście, powiesz to się nie obżeraj. Ale czy naprawdę myślisz, że to tak łatwo? Przyrządzam sobie właśnie pyszne śniadanko, przyłączysz się? Bułeczka, szyneczka, pomidorek, jak skończymy to repeat. Co ty na to? No, nie daj się prosić. Ty nawet nie wiesz, jaki odlot to jest! I w dodatku, w każdej chwili mogę powiedzieć „dość”. Ale wtedy zabawa ukręcona w zarodku… Powiem ci, co po kolei jak. Jestem po podwójnym śniadaniu i właśnie zabieram się za czekoladę. Nie zaszkodzi na deser kawałek czekolady. Tylko mały kawałek. Szkoda, że tego nie widzisz… Mmm, pyszny. Uwaga, sięgam po następny. To już dwie kostki, no, ale nic, zjem jeszcze dwie, i basta. Cztery kostki czekolady będą w sam raz na deser. Kurcze, w złotku jest dziesięć kostek, więc zjem jeszcze jedną, tak, żeby było już to pół na pół… I wtedy te pięć pozostanie na następny raz. Tylko, że jak przerwę rządek, żeby wziąć piątą, to jedna zostaje luzem, a pozostawiać taką luzem… No dobra, to niech już będzie te sześć kostek, i reszta na jutro. 
Teraz zostały cztery, tyle ile miałam zjeść na początku. 
Ale jeśli na początku zjadłam cztery i nic mi nie jest, to czemu ma mi coś być po następnych czterech? No i po co zresztą zostawiać taką końcówkę, cztery głupie czekoladowe kostki. A wiesz, że po czekoladzie podobno bardzo wzrasta poziom insuliny? I Dlatego organizm domaga się jeszcze? Cały czas coś słodkiego! Wiesz, to okropne, ale nie potrafię przestać. Jeszcze tylko jeden batonik. Kończę na razie, bo bardzo kołata mi serce. 


Już myślałam, że nie dokończę tego listu. Tak mi po tym obiedzie było jakoś ciężko, nie potrzebnie dokładałam na talerz. I te lody na deser. Wcale nie miałam na nie ochoty. Już nigdy więcej spotkań ze znajomymi! Po drodze do domu kupiłam to ciasto i herbatniki, co kiedyś razem jadłyśmy do kolacji, popijając mlekiem. Pamiętasz ten smak? Niebo w gębie! Cholera, cały czas myślę o jedzeniu… 

Jest już wieczór. Jestem najedzona jak świnia przed obrotem w serdelki. Do tego, jak widzisz, poirytowana. Czas podjąć decyzję, że od jutra już tak nie będzie. A żeby póki co, nie myśleć o jedzeniu, idę spać. Rano obudzę się szczęśliwa i lekka. I zacznę się odchudzać. To dobry czas, żebyś się do mnie przyłączyła. Razem będzie raźniej. Tak, więc na śniadanie woda (nie jem śniadania, bo wiem, czym to grozi). W myślach kłębią się obrazy rozmaitych potraw i wiem, że są w lodówce… Wystarczy iść i sobie wziąć. Ale nie, dzisiaj dieta. Wystarczy pomyśleć, że wcale tam tego nie ma. 

Ale to tam jest! Pełnia szczęścia - lodówka! Dużo różnych smakołyków. Co, jeśli nie zdążę wszystkiego spróbować, zanim się zepsuje? Chrzanić dietę! Albo zrobię inaczej. Metoda małych kroczków: spróbuję wszystkiego po małym kawałeczku. Nie, to się nie uda. Jak coś mi smakuje, to sięgnę po to znowu, tak jak z czekoladą było... Poza tym, nic nie powinno się zmarnować. Dlatego zrobię jeszcze inaczej. Zjem dzisiaj wszystko, co jest w lodówce. A jutro będzie mi łatwiej wytrwać w diecie, skoro będzie pusta. Tylko żeby zrobić sobie taką ucztę ze smakiem, a nie na siłę, będę musiała zjadać to wszystko na zmianę. Ponieważ kubki smakowe szybko się znieczulają. Zawsze można jeszcze przepić. Sokiem na przykład. Sok to może nie najlepszy pomysł, ponieważ po nim chce się pić jeszcze bardziej. Ale zawsze można i jego przepić. Na przykład kawą. A poza tym kawa jest wskazana, żeby nie usnąć z tego obżarstwa. Udało się. Lodówka opróżniona. Jutrzejsze postanowienia dietetyczne powinny wypalić. 

Wybacz za słownictwo, ale jestem już dosłownie - nażarta, tak, że nie mogę chodzić. Brzuch mam tak spuchnięty, że czuję dopiero teraz jak mnie sumienie uciska. Teraz leżę w łóżku i marzę, żeby zasnąć i o tym nie myśleć. Niestety, po kawie czasem nie można zasnąć. Ponadto, pragnienie snu miesza się z zawartością żołądka. Idę do łazienki. 

Nic z tego nie wyszło. Cholera, albo mam przełyk zatkany resztkami jedzenia, albo zwyczajnie nie mam siły pochylić się nad bidetem. Bałam się trochę, że popłynę razem z wodą z klozetu, bo zdawało mi się, że jest silniejsza ode mnie. I tak, ze smutkiem, znowu skierowałam kroki w kierunku prawdomównej lodówki. Zapomniałam, że jest pusta. Cholera, mogłam coś zostawić na wypadek gdybym musiała zagłuszyć stres! Przetarłam z pięć razy załzawione i przekrwione oczy, ale ta pustka była rzeczywiście prawdziwa. Pomyślałam tylko, że moja lodówka nigdy mnie nie okłamała. W związku z tym, że „prawda nas ocali”, moja lodówka na pewno ocali moją jutrzejszą dietę. Z powrotem do łóżka, już na kolanach z szacunku dla mojego obolałego kręgosłupa. Po drodze wzięłam ze sobą kilka gazet. Na pewno znajdę coś o tym, jak poskromić apetyt, albo może przynajmniej jakąś dietę, której jeszcze nie próbowałam. 

Męczę ten list już od kilku dni. Właściwie to nie list, tylko kilka kartek wyrwanych z pamiętnika. Nie wiem jak się do tego odniesiesz, czy będziesz chciała utrzymywać ze mną kontakt po tym, co napisałam, ale chciałam, żebyś wiedziała, co u mnie słychać. Dziś kolejny dzień. Rano zrobiłam małe zakupy na wypadek gdyby dopadł mnie stres. Póki co, robię śniadanie. Tylko kilka małych kanapeczek. Masło, dżem, chuda szynka, miód, mały kabanos, sałata, pomidor, sardynka z puszki. Zamykam kanapkę, żeby nic z niej nie wypadło. Do tego ketchup, trochę musztardy do koloru. Do popitki mam mleko, albo sok z suszonych śliwek. Pozdrawiam, Jolka”

Z JEDZENIEM JAK Z POWIETRZEM




Człowiek rodzi się z naturalną zdolnością oddychania. Oddychanie jest procesem niewymagającym naszej ingerencji. Możemy co prawda na chwilę wstrzymać oddech, jednak zawsze powraca on na swój właściwy tor. Nieco inaczej ma się sprawa z wrodzoną potrzebą odżywiania. Ten delikatny, acz fizjologiczny proces bardzo łatwo zaburzyć. Każde napięcie emocjonalne, konflikt, czy nawet pozytywne wydarzenie może stanowić wystarczający powód sięgania po jedzenie.




Taka reakcja jest odruchem wyuczonym, kiedy to już, jako dzieci poznaliśmy cudowne właściwości pokarmu. Pokarm służył nie tylko zaspokojeniu głodu, ale był traktowany jako specjalna forma nagrody, cudowne ukojenie zmysłów a nawet pocieszenie w chwilach smutku. Naturalną więc rzeczą jest, że bardzo łatwo jest się uzależnić od takiego prozacu.


POŻEGNANIE Z APETYTEM




Jedzenie już dawno przestało zaspokajać sam głód, a stało się ”lekiem na całe zło”. Równowaga pomiędzy głodem pokarmowym, a tzw. głodem emocjonalnym została w dużym stopniu zaburzona. I może nas dotknąć plaga kompulsywnego objadania się. Najczęściej ofiarami kompulsywnego objadania się padają osoby z niską samooceną, nieradzące sobie ze stresem oraz wychowywane w rodzinach, gdzie na jedzeniu „budowało się emocje” (jesteś smutna- zjedz czekoladkę, dostałeś piątkę z klasówki- w nagrodę pójdziemy do McDonalda).





Nie bez znaczenia są też inne uwarunkowania rodzinne, np. ściśle określone pory posiłku i przyzwyczajenie do określonych potraw, z racji zamiłowania do nich lub przez wzgląd na złą sytuację materialną. Osoby, które w dorosłym życiu mają kłopoty z prawidłową oceną sygnałów, jakie wysyła im własny organizm ( mylą emocje z głodem), stają się niestety członkami ligi obżartuchów.


SPRAWDŹ, CZY CIEBIE TO NIE DOTYCZY

• Spożywasz wysokokaloryczne pokarmy, lub pokarmy w dużych ilościach, nie odczuwasz głodu, ani apetytu, ale odczuwasz potrzebę ‘jedzenia z rozsądku’, bo inaczej nie będziesz w stanie zająć się innymi sprawami

• Stosujesz lub stosowałaś/eś wielokrotnie różne diety odchudzające i oczyszczające w obawie przed przytyciem, lub z poczucia, że nie jesteś akceptowana/y przez otoczenie

• Często miewasz poczucie winy po zjedzeniu posiłku

• Powstrzymujesz się od jedzenia w obecności innych osób i stronisz od spotkań towarzyskich, wolisz spożywać pokarmy w samotności

• Nie przejawiasz chęci do aktywności fizycznej, ponieważ czujesz się przemęczona/y, ociężała/y, brakuje ci energii, masz problem z koncentracją, twoje myśli skupiają się wokół jedzenia

• Masz problemy z wypróżnianiem, przybierasz na wadze Jeżeli utożsamiasz się skrycie z w/w problemami, nie zwlekaj.

Pamiętaj, że każde uzależnienie to zaburzenie, które wymaga podjęcia specjalistycznych działań. Zaburzenia jedzenia rujnują zarówno Twoje ciało, jak i psychikę. Samotne pokonanie uzależnienia to jak walka z wiatrakami.

Brak komentarzy: